XVIII Niedziela Zwykła

Refleksja
"Panie, Jezus w dzisiejszej Ewangelii zwraca uwagę na istotę chciwości, którą stanowi lęk o siebie. Chciwość, która jest oznaką braku zaufania do Boga, jakimś rodzajem bałwochwalstwa, zajmuje drugą pozycję w katalogu grzechów głównych. Sprzeciwia się miłości, która uczy, by móc się dzielić, dawać i ubogacać innych. Chciwy człowiek chce tylko brać, zagarniać i odbierać.
"Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia". Następnie Jezus opowiada przypowieść o bogaczu, który woli budować spichlerze niż zatroszczyć się o swe zbawienie. Jest to przypowieść o nienasyceniu. Gdy masz trochę, chcesz więcej! Gdy masz więcej, brakuje ci jeszcze trochę! I tak w koło! Zdumiewający jest egoizm tego chciwca. Cały swój dorobek i urodzaj wykorzystał tylko dla siebie, dla poprawienia swego losu.
W jakich sytuacjach mamy dziś do czynienia z chciwością? Spójrzmy choćby na łapówki, które biorą się z chciwości i prowadzą do korupcji. Często gorszymy się, że inni je dają i przyjmują, a jak jest z nami? Czy nie chcemy wpłynąć przez nie na jakość załatwianych przez nas spraw w urzędzie, szpitalu czy na uczelni?
Inny przejaw chciwości to skąpstwo, czego dowodem są choćby katastrofy budowlane. Ktoś chce zaoszczędzić, jak ów pracownik, który miał wybudować piękny dom. Nie wiedział, że jest to podziękowanie od szefa firmy za jego dobrą pracę. Gdy skończył, a budował "nadmiernie oszczędzając - dowiedział się, że to dla niego. Owocem chciwości są kradzież to też owoc chciwości. Cóż to takiego zagarnąć coś, co się nam przyda lub mogłoby się przydać. A przecież to czyjaś własność i w ten sposób pozbawiamy kogoś jego prawa do posiadania.
Inna forma chciwości prowadzi do bezrobocia. Bo oto chciwi szefowie firm, korporacji i prywatnych fortun windują swoje uposażenia kosztem pracowników oraz rozpadu firmy. A za bezrobociem często idzie rozbicie rodzin, bo ktoś pracuje daleko i w domu nie ma go całymi miesiącami.
Widzimy więc, że jeżeli człowiek pozwoli się opanować chęci posiadania za wszelką cenę, to chciwość staje się bogiem, a człowiek jej sługą, niewolnikiem. I jako niewolnik musi robić wszystko, byle tylko służyć wiernie swojemu bożkowi.
Widzimy również dziś, że wielu "wydaje się nieustannie uganiać za takim zajęciem, które pomoże mu pomnożyć posiadany majątek. Niekiedy osiągnięcie owego celu doprowadza do tego, że jest przemęczony i rozdrażniony, budując wokół siebie niezauważalny mur wrogości i niedostępności.
Chciwość więc niejedno ma imię. Nie zawsze materialne. Wielu ludzi pożąda doznań duchowych. Każdy chce czuć się szczęśliwie i bezpiecznie, nie mieć żadnych zmartwień. Dlatego coraz więcej ludzi wędruje do psychoterapeutów, bierze różne lekarstwa, aby móc się sztucznie wyzwolić od trosk. Bo chciwość to nienasycona chęć posiadania więcej. Dlatego Jezus Chrystus daje nam receptę na nieuleganie pokusie chciwości "Gromadźcie sobie skarby w niebie". Bądźmy więc świadkami Jezusa przez nasze hojne serce i wyciągnięte w pomocnym geście dłonie.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Nie pozostawiaj nikomu całej ziemi w smutku i goryczy. Niech gdzieś zabłyśnie promyk nadziei, radości...
św. Edyta Stein
Patron tygodnia - 6 sierpnia
Błogosławiony Bronisław Kostkowski, męczennik
Bronisław urodził się 11 marca 1915 r. w Słupsku. Po zakończeniu I wojny światowej jego rodzina przeniosła się do Bydgoszczy i tam Bronisław ukończył szkołę. W tym czasie był prezesem Sodalicji Mariańskiej w gimnazjum w Bydgoszczy. W 1936 r. wstąpił do seminarium duchownego we Włocławku.
7 listopada 1939 r. został wraz z innymi alumnami i profesorami seminarium aresztowany przez gestapo. Wobec propozycji uwolnienia w zamian za wyrzeczenie się drogi do kapłaństwa, dał zdecydowaną odpowiedź: "Raczej śmierć wybiorę niż sprzeniewierzę się powołaniu, którym Bóg mnie zaszczycił". Osadzono go w więzieniu w Lądzie. Wywieziono go potem do Szczeglina, następnie (28 sierpnia 1940 r.) trafił do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, a stamtąd 14 grudnia 1940 r. - do Dachau.
Zmarł w obozie 6 sierpnia 1942 r. na skutek wycieńczenia. Został beatyfikowany przez papieża św. Jana Pawła II w dniu 13 czerwca 1999 r. w grupie 108 błogosławionych męczenników. Od 2004 r. jest patronem Słupska.
Opowiadanie
Taktyka kaczki
Trzej młodzieńcy odbyli skrupulatnie swoje studia w szkole wielkich mistrzów Przed rozstaniem przyrzekli sobie, że objadą świat i powrócą po upływie roku, przywiózłszy ze sobą najcenniejszą rzecz, jaką każdemu uda się znaleźć.
Pierwszy z nich nie miał wątpliwości: wyruszył na poszukiwanie najpiękniejszego i największego klejnotu. Przemierzył morza i pustynie, wszedł na szczyty i odwiedził miasta, aż zdobył najpiękniejszy klejnot, jaki kiedykolwiek istniał pod słońcem. Powrócił do ojczyzny w oczekiwaniu na przyjaciół.
Drugi wrócił krótko po nim, trzymając za rękę dziewczynę o najsłodszym i najpiękniejszym obliczu.
•   Zapewniam cię, że nie ma nic cenniejszego ponad dwie osoby, które się kochają - powiedział do przyjaciela.
Postanowili zaczekać na trzeciego.
Wiele lat minęło, zanim powrócił.
Wyruszył on na poszukiwanie Boga. Rozmawiał z najbardziej znanymi mistrzami we wszystkich miastach, ale Boga nie spotkał. Czytał i uczył się, nie znajdując Boga. Zrezygnował ze wszystkiego, ale Boga nie znalazł.
Pewnego dnia, wycieńczony samotną włóczęgą, rzucił się w trawę nad brzegiem jeziora. Zaciekawiony śledził ruchy zaniepokojonej kaczki, poszukującej pomiędzy trzcinami swoich młodych. Kaczątek było wiele, były bardzo ruchliwe i aż do zachodu słońca kaczka szukała ich, pływając bez odpoczynku wśród trzcin - dopóki ostatnie pisklę nie powróciło pod jej skrzydła.
Wtedy człowiek uśmiechnął się i rozpoczął powrót do kraju.
Gdy przyjaciele go zobaczyli, jeden pokazał mu klejnot, a drugi dziewczynę, która została jego żoną. Następnie, oczekując w napięciu, zapytali go:
•   A ty, cóż cennego znalazłeś? Coś wspaniałego, skoro zajęło ci to tyle lat. Poznajemy to po twoim uśmiechu...
•   Szukałem Boga - odpowiedział trzeci młodzieniec.
•   I znalazłeś Go? - zapytali dwaj pozostali, zaskoczeni.
•   Odkryłem, że to On poszukiwał mnie.
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 140.
Sens analogiczny kościelności rodziny chrześcijańskiej wiąże się z tym, że Kościół domowy nie jest tożsamy z Kościołem diecezjalnym lub powszechnym. Istotową różnicę, która nie pozwala utożsamiać Kościoła domowego z powszechnym Kościołem Chrystusa, pomimo tego samego fundamentu Chrystusowego misterium, i która każe mówić jedynie o bliskiej analogii, upatruje się najczęściej w tym, że o ile Kościół powszechny spełnia potrójną misję Chrystusa, o tyle Kościół domowy uczestniczy w jej wypełnianiu. Ponadto, o ile Kościół jest Oblubienicą Chrystusa, to małżeństwo chrześcijańskie stanowi sakramentalną realizację miłości Chrystusa do Kościoła.
Trzeba też zauważyć, że o ile Kościół jest wspólnotą boskoludzką, o tyle rodzina chrześcijańska jest wspólnotą ludzko-boską. Niewątpliwie w rodzinie chrześcijańskiej mamy do czynienia ze wspólnotą osób (communio personarum) z Bogiem: "(...) miłość jednoczy osoby małżonków, a także pozostałych członków między sobą i równocześnie jednoczy ich z Bogiem i to z podwójnego tytułu, najpierw dlatego, że miłość zespalająca małżonków wywodzi się z Boga, a po wtóre dlatego, że została ona przez Chrystusa uświęcona osobnym sakramentem".
Chodzi jednak o to, że mężczyzna i niewiasta kształtują osobową więź między sobą, stają się jednym ciałem na bazie ludzkiej miłości oblubieńczej, którą Stwórca wpisał w ich naturę (por. Mulieris dignitatem, nr 7). To oznacza, że oblubieńczy związek mężczyzny i niewiasty jest najpierw wspólnotą ludzką, a Boską o tyle, o ile urzeczywistnianie się ich miłości stanowi otwarcie na Boga, jako źródło miłości, i Jego odwieczny zamysł. Tak otwarta na Boga wspólnota nie jest jeszcze zbawcza, nie darzy zbawieniem sama z siebie. Dopiero przez sakrament małżeństwa dokonuje się jej zanurzenie w miłości Bożej i wtedy staje się w pełni wspólnotą ludzko-boską i jak najbardziej zbawczą, tzn. dostępującą zbawienia i zdolną zapośredniczać zbawienie innym. Dlatego określenie "domowy niejako Kościół" ma sens głównie duszpasterski. Jest wezwaniem, aby rodzina chrześcijańska stawała się tym, czym jest w zamyśle Boga, a więc wspólnotą ludzko-boską, na wzór bosko-ludzkiej wspólnoty Kościoła.
bp Andrzej Czaja