XXIX Niedziela zwykła

Refleksja
Po co to wszystko? Po co modlić się wytrwale i nie ustawać? Czemu ma służyć nasza obecność przed Bogiem? Te i podobne pytania pojawiają się, gdy ktoś doświadcza niewysłuchanych próśb czy zawiedzionych nadziei, a jego cierpliwości jest doświadczana ponad miarę. Wtedy warto spojrzeć na biblijnego Mojżesza, który trwał ufnie przed Panem z wzniesionymi do góry rękami, by wyprosić zwycięstwo nad nieprzyjacielskim oddziałem Amalekitów. Kiedy ręce Mojżesza opadały, wtedy przewagę zyskiwali Amalekici. Modlitwa to nie tylko wypowiedzenie słów, ale przede wszystkim trwanie przy Bogu, nawet wtedy, kiedy wydaje się to beznadziejne. Przeżywając październik winniśmy uświadomić sobie, iż taką cierpliwą, wytrwałą modlitwą jest różaniec. Często w autobusie, w kolejce, czy na łóżku szpitalnym ktoś przesuwa paciorki różańca. Wielu młodych nosi pierścionki z dziesięcioma wypukłościami i używa ich do odmawiania modlitwy różańcowej. Z jednej strony uderza nas prostota różańca, który dostępna jest dla każdego człowieka. Z drugiej zaś - zachwyca głębia ewangelicznego przesłania, które w sobie niesie. Francuski pisarz i poeta Charles Péguy wyznał na temat różańca: "Przez osiemnaście miesięcy nie byłem w stanie mówić Ojcze nasz... nie potrafiłem zaakceptować Jego woli! Modliłem się więc do Maryi. Modlitwy do Maryi są modlitwami ostateczności. Nie ma żadnej takiej modlitwy w całej liturgii, której najnędzniejszy z grzeszników nie mógłby wypowiedzieć w całej prawdzie. W całym mechanizmie zbawienia Zdrowaś Maryjo to ostatni ratunek, którego nie można zatracić. Modlitwa ta odmawiana sercem wzbudza pragnienie, by śpiewać, nie tylko głosem, ale całym życiem, miłość do Dziewicy Maryi". Każde z tego typu świadectw pokazuje, jak Bóg rzeźbi w sercu człowieka niewidzialne kształty, jak pomaga dojrzewać i nabierać odwagi w podejmowaniu życiowych decyzji. To wytrwałość w modlitwie ukazuje, do jakiego stopnia człowiekowi na danym darze zależy. Jeżeli komuś nie zależy, to nie będzie prosił, powie raz i skończy. Jeżeli komuś nie zależy na spotkaniu, zapuka do drzwi i odejdzie; ale jeżeli mu na tym spotkaniu zależy, to będzie stał pod drzwiami i pukał dotąd, dopóki drzwi się nie otworzą. A więc wytrwałość w modlitwie jest sprawdzianem wiary człowieka, jego zaufania Bogu. Ta wytrwałość z kolei powoduje wzrost w wierze, zbliża do Boga. Proszący nawiązuje bowiem ścisłą więź z tym, który może udzielić oczekiwanego daru. Nie wszyscy jednak - nawet wśród katolików - wierzą w moc i skuteczność modlitwy. Powód? W naszej epoce człowiek bywa często rozczarowany brakiem natychmiastowych efektów. Jeszcze inni twierdzą, że wszystko, co nas spotyka, jest już zapisane w gwiazdach; nie unikniemy przecież swojego przeznaczenia; po co więc wytrwale modlić się i nie ustawać? To ważne pytanie. Być może, szukając odpowiedzi na nie, odnajdziemy na nowo sens słów, mechanicznie powtarzanych dotąd rano i wieczorem. Pamiętajmy, by modlić się. Pomimo piętrzących się trudności, które są podobne do wojsk silnego przeciwnika. Pomimo przeszkód na drodze rozwoju duchowego w postaci osób bezwzględnych, przebiegłych i pozbawionych wrażliwości na los bliźnich, jak ewangeliczny sędzia. Pełni wytrwałości, pokory i wiary prośmy Boga: Panie, naucz mnie modlić się nieustannie i nie tracić nawet najmniejszej chwili.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Jedyne, co uczyni nas pięknymi w oczach Boga, to sposób w jaki Go kochaliśmy i w jaki sposób kochaliśmy naszych braci.
Św. Carlo Acutis
Patron tygodnia - 22 października
Święta Salome, uczennica Pańska
Pan Jezus podczas trzech lat publicznej działalności wiele wędrował, nie miał swojego domu. Podobny żywot prowadzili Apostołowie. Ktoś jednak musiał zaspokajać ich codzienne potrzeby. Czyniły to święte niewiasty, o których niejeden raz wspominają Ewangeliści. Niektóre z nich są nawet wspomniane z imienia. Św. Łukasz pisze, że służyły one Chrystusowi także swoim majątkiem. Wśród nich do najgorliwszych należała Salome. Salome była prawdopodobnie matką Apostołów: Jana i Jakuba Starszego. Św. Marek pisze bowiem, że przy śmierci Pana Jezusa były obecne Maria Magdalena, Maria - matka Jakuba Młodszego i Józefa - oraz Salome (Mk 15, 40). Natomiast św. Mateusz nie wymienia Salome z imienia, ale pisze, że wśród obecnych niewiast była również "matka synów Zebedeusza" - a więc właśnie św. Jana i św. Jakuba Starszego (Mt 27, 56). Salome była także wśród trzech niewiast, które w poranek wielkanocny przybyły do grobu Pana Jezusa, aby namaścić Jego ciało: "Po upływie szabatu Maria Magdalena, Maria - matka Jakuba - i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa" (Mk 16, 1-8). Wiemy, jaka ją za to spotkała nagroda. Ujrzała anioła, który niewiastom zwiastował tajemnicę zmartwychwstania Pana Jezusa. Co więcej, sam Chrystus zjawił się wobec nich: "A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!» One zbliżyły się do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się. Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą»" (Mt 28, 9-10). Trzeba przyznać, że Salome przystąpiła do Pana Jezusa i wspierała go z pobudek mało szlachetnych. Przekonana, że Jezus odbuduje królestwo Dawida, chciała dla siebie - a zwłaszcza dla swoich synów - zdobyć w nagrodę za swoje posługi odpowiednią karierę. Ewangeliści przekazali nam nawet scenę, gdy przyszła pewnego dnia ze swoimi synami i prosiła wprost o pierwsze miejsca dla nich w Jego ziemskim królestwie: "Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i, oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj synowie moi zasiedli w królestwie Twoim jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie» (...) Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch" (Mt 20, 20-26). A jednak potem ta dzielna niewiasta została wierna Chrystusowi aż do Jego śmierci. Według św. Jana, Salome była siostrą Maryi (J 19, 25). Prawdopodobnie była krewną Maryi, siostrą cioteczną lub stryjeczną.
Opowiadanie
Sukces
Na pokładzie pewnego statku płynącego do Stanów Zjednoczonych wracał pewien misjonarz, który spędził wiele lat w Chinach oraz znany śpiewak, który był tam tylko dwa tygodnie. Kiedy dopłynęli do Nowego Jorku, misjonarz ujrzał wielki tłum wielbicieli oczekujących powrotu śpiewaka.
•   Panie, nie pojmuję tego - mruknął rozgoryczony nieco.
•   Poświęciłem Chinom czterdzieści dwa lata mojego życia, a on tam był tylko przez dwa tygodnie i jego witają serdecznie w domu tysiące ludzi, a na mnie nie czeka absolutnie nikt.
Pan odpowiedział:
•   Synu, skąd ta gorycz? Przecież nie jesteś jeszcze w domu.
Ku Kościołowi synodalnemu - Sześć kroków ku odnowie rodziny i parafii cz. 7.
2. Dobry przykład
Stąd Kochani, zwracam się do Was z gorącym apelem, byśmy podjęli ten drugi krok; abyśmy wykonali ten drugi krok tak po prostu, świadomie, byśmy znowu bardziej zmotywowali się do tego, by miłować się nawzajem. Niech nasze rodziny, niech nasze parafie tętnią i promieniują wzajemną miłością! Światu potrzeba takiego dobrego przykładu, ale i nam trzeba, abyśmy w rodzinach taki dobry przykład okazywali sobie nawzajem.
Co jest warunkiem, abyśmy tak żyli? Najpierw trzeba zadbać o to, by być jak najwięcej razem ze sobą, aby mieć czas dla siebie. Następnie, moi Drodzy, będąc razem z sobą, chciejcie wsłuchiwać się w siebie nawzajem. Trzeba nauczyć się lepszego słuchania. Tak, trzeba się tego uczyć, aby umieć lepiej czytać spojrzenie współmałżonka, dzieci, wzajemne odruchy serca. To wymaga bycia - czułego bycia razem ze sobą. Nie żałujcie swojego czasu na takie bycie razem. Przy tym dzisiejszym mocnym zagonieniu w ciągu całego tygodnia, szczególnym dniem umacniania relacji niech będzie niedziela. To dzień, w którym będziemy razem dla Boga i z sobą. A więc to bycie razem może być też w wymiarze służby Bogu, bo przecież jest to dzień Pański. Idźmy razem z naszymi dziećmi do świątyni Pana, módlmy się razem, zwłaszcza w tym dniu, ale też spędzajmy wspólnie czas w domu. Czy to wspólny posiłek, wspólny spacer, a nawet czasem gry planszowe. Jak najmniej komputera, jak najmniej telewizji, jak najmniej tego, co nas odciąga od siebie, bo po prostu nas tak angażuje, że jesteśmy bardziej obecni w tym, co mamy w telewizji czy w komputerze. I tak coraz bardziej dajemy się wciągnąć w świat wirtualny, a brakuje nam wspólnej obecności, bycia razem w świecie realnym.
W parafii też dzisiaj bardzo potrzeba takich mateczników, takich ognisk, z których moglibyśmy czerpać dla naszej codzienności i naszego życia w rodzinie. Dlatego proponuję i wam, Kochani Duszpasterze, i wszystkim wiernym, aby przy szczególnej współpracy z Parafialną Radą Duszpasterską otworzyć szeroko domy parafialne i w nich kształtować takie ogniska wzajemnej życzliwości - po prostu miejsca spotkań. Trochę odmalować, odremontować, nade wszystko otworzyć, zadbać o to, by rzeczywiście zimą zawsze było tam ciepło, ale bardziej jeszcze zatroszczyć się o to ciepło relacji między nami. Spotykać się, być z sobą, a to przy kawie, a to w rozmowie, a to w jakiejś jeszcze innej formie. Miłość darząca może być modlitewna, ale też może być zaangażowania w jakiejś wspólnocie, czy to dzieci, młodzieży, czy też w innej grupie w parafialnej. Przy czym miłość darząca to miłość, która nas zobowiązuje do tego, żeby nie być tylko biorcą.
bp Andrzej Czaja