XXI Niedziela Zwykła

Refleksja
Dzisiejsza liturgia słowa podejmuje temat drogi do nieba, czyli "sposobu" w jaki możemy i powinniśmy się tam dostać. Co robić, jak żyć, aby przekroczyć bramy nieba, przez które wielu ludzi będzie chciało przejść? Wypowiedź Jezusa, zanotowana przez św. Łukasza, jest naznaczona atmosferą pewnej rywalizacji, wysiłku i napięcia między ludźmi, którzy chcą dostąpić zbawienia. Okazuje się, że efekt, tej "rywalizacji" będzie zaskakujący: "Oto są ostatni, którzy będą pierwszymi i pierwsi, którzy będą ostatnimi".
Samo słowo "rywalizacja" i zdobywanie miejsc natychmiast kojarzy się nam ze współzawodnictwem sportowym, w którym bez większych problemów można wskazać, kto jest pierwszy, a kto ostatni. Już samo uczestnictwo w zawodach jest wyróżnieniem dla sportowców, pewną formą nagrody i uwieńczeniem ich kilkuletniej pracy. Są także inne mistrzostwa, w których uczestniczy ponad miliard zawodników! Nie są to igrzyska sportowe, lecz "mistrzostwa duchowe" - "Boże igrzyska", w których uczestniczą mieszkańcy wszystkich "narodów i języków". Izajasz w prorockiej wizji opisywał, że uczestnicy tych "igrzysk" przybędą "na koniach, na wozach, w lektykach, na mułach i na dromaderach". My natomiast, ludzie żyjący w XXI w., opieramy się już nie tylko na prorockiej wizji, ale na faktach z własnego życia.
Dla każdego chrześcijanina, osobistym momentem inaugurujący "duchowe mistrzostwa" stanowi chrzest. To tak, jak byśmy zostali powołani do "olimpijskiej reprezentacji". Od tego momentu mam pełne prawo i szansę na zdobycie nagrody. Jest to nagroda dużo trwalsza od olimpijskiej sławy, majątku czy złota. Nagrodą "mistrzostw duchowych" jest wieczność, szczęście, którego smak zaczynamy poznawać już w trakcie ziemskiego życia. I ta obietnica zbawienia obejmuje wszystkich bez wyjątku.
Nie jest to jedyna różnica miedzy mistrzostwami duchowymi, a sportowymi. O ile w sportowych liczy się szybkość, to w duchowych ważna jest umiejętność zatrzymania i systematycznego wsłuchiwania się w głos swojego sumienia. Mistrzostwa sportowe są kolorowe i widowiskowe, wręcz momentami krzykliwe. Duchowe zaś prezentują się na zewnątrz bardziej skromnie, ale w tej skromności ukryte jest prawdziwe dobro i szczera radość. Każdy sportowiec ociera się przynajmniej o chwilową sławę i zysk, natomiast w codzienność chrześcijanina wpisana jest ofiara, służba i poświecenie. Stąd dużo łatwiej jest o zniechęcenie i rezygnację. Być może dlatego słowa Listu do Hebrajczyków brzmią jak pocieszenie: "wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana! Proste czyńcie ślady nogami... Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi". W duchowych zmaganiach najważniejsze jest nie to, co zewnętrzne i widoczne dla oka, tutaj liczy się wnętrze "zawodników", które najlepiej zna sam Bóg - sprawiedliwy Sędzia.
Chcąc zdobyć medal, sportowcy codziennie przynajmniej przez kilka godzin pracują ze swoim trenerem. Będąc chrześcijaninem, jestem "zawodnikiem igrzysk duchowych". Skoro doba ma 96 kwadransów, to ile z nich poświęcam na mój kontakt z Bogiem? Czy ja w ogóle walczę o niebo? Nieba nie zdobywa się bowiem przy okazji, o nie trzeba świadomie zabiegać.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Kto nie broni bliźniego od krzywdy, choć może to uczynić, dopuszcza się takiej samej winy jak ten, kto wyrządza krzywdę.
św. Ambroży
Patron tygodnia - 25 sierpnia
Święta Maria od Jezusa Ukrzyżowanego (Mała Arabka), dziewica
Miriam Baourdy, zwana także Małą Arabką, urodziła się 5 stycznia 1846 r. w Abellin, pod starożytną Ptolemaidą, w Galilei. Jej ojciec pochodził z Damaszku, a matka - z Libanu. Gdy Maria miała trzy lata, straciła rodziców. Na wychowanie zabrał ją wtedy wuj. W dwunastym roku życia przynaglano ją już do małżeństwa, ale wybroniła się przed nim i złożyła ślub czystości. Poszukując pracy, dotarła do Marsylii, gdzie została służącą.
W 1865 r. wstąpiła do józefitek, ale te - widząc, że Maria doznaje ekstaz i jest stygmatyczką - skierowały ją do karmelu w Pau. Tam to dziewczyna przyjęła imię Marii od Jezusa Ukrzyżowanego. W 1870 r. razem z innymi wyjechała do Indii, aby w Mangalore założyć nowy klasztor. Do Francji wróciła z tych samych powodów, dla których józefitki oddały ją karmelitankom.
W Pau spotkała ks. Piotra Estrate, przełożonego sercanów w Betherram, który podjął się kierownictwa duchowego, a po latach został jej biografem. W roku 1875 Maria zaczęła realizować dzieło swych dawnych marzeń: założenie karmelu w Betlejem. Zainicjowała ponadto nowy klasztor w Nazarecie.
22 sierpnia 1878 r. przeżyła upadek ze schodów, w trakcie którego złamała lewą rękę. Błyskawicznie rozwinęła się gangrena i Miriam zmarła 26 sierpnia 1878 r. w Betlejem. Nie pozostawiła żadnych pism, była zresztą prawie analfabetką. Zachowały się jednak relacje osób, które się z nią stykały. Dowiadujemy się z nich o jej wizjach, ekstazach, spełnionych proroctwach, także o improwizowanych poematach. Wszystko to przeżywała w sposób zupełnie zwyczajny, jak gdyby chodziło o rzeczy najnormalniejsze w świecie, nieświadoma swojej niezwykłości. Wywierała ogromny wpływ na otoczenie. Szerzyła przede wszystkim nabożeństwo do Ducha Świętego.
Św. Jan Paweł II dokonał jej beatyfikacji 13 listopada 1983 r. w Rzymie. Papież Franciszek włączył ją do grona świętych 17 maja 2015 r.
Opowiadanie
Miłość
Miłość jest największym wyzwaniem całego życia. Najsilniejszym. Dającym największą satysfakcję. Powiedz do tego kogo kochasz:
"Chciałbym, żebyś wiedział, jak ważny jesteś dla mnie i że mógłbyś stworzyć ze mnie taką osobę, jaką naprawdę jestem - jeśli zechcesz. Ty jeden potrafisz obalić mur, za jakim w strachu się chronię. Ty jeden potrafisz zobaczyć prawdziwego mnie pod moją maską. Tylko Ty możesz wyzwolić mnie z mojego mrocznego świata pełnego strachu, niepewności i samotności. Proszę Cię zatem nie omijaj mnie. Wiem, że nie będzie to dla Ciebie łatwe. Przekonanie o braku własnej wartości wznosi mury nie do przebycia. Im bliżej do mnie podejdziesz, w tym bardziej nieprzewidziany sposób, być może zareaguję. Widzisz, wygląda na to, że walczę z tym, czego najmocniej potrzebuję. Lecz powiedziano mi, że miłość jest silniejsza od wszystkich barier i na tym opieram moją nadzieję. Dlatego proszę, zburz ten mur Twoimi silnymi a jednocześnie delikatnymi rękami, ponieważ to co jest we mnie niedojrzałe, jest bardzo wrażliwe i nie może wzrastać w zamknięciu. Nie pozostawaj w ukryciu. Potrzebuję cię".
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 143.
W określaniu uwarunkowań urzeczywistniania się "Kościoła domowego" trzeba też wziąć pod uwagę kryteria kościelności małych wspólnot w Kościele. Takowe zakreślił papież Paweł VI w adhortacji Evangelii nuntiandi (nr 58) oraz bł. Jan Paweł II adhortacjach: Catechesi tradendae (nr 13, 47, 67) i Christifideles laici (nr 20, 32). Można je odnieść do rodziny chrześcijańskiej, bo jest ona zrzeszeniem, wspólnotą religijną. Wówczas ujawnia się swego rodzaju pakiet dalszych wskazań ku realizacji "Kościoła domowego" w chrześcijańskiej rodzinie. Mam na myśli: stawianie na pierwszym miejscu powszechnego powołania do świętości i troskę o jego realizację; odpowiedzialne wyznawanie wiary katolickiej, jej głoszenie i wychowywanie w wierze, zgodne z jej autentyczną wykładnią Magisterium Kościoła; świadectwo trwałej i autentycznej komunii z Kościołem w postaci łączności z papieżem i własnym biskupem oraz gotowości do wzajemnej współpracy z innymi; przepajanie duchem Ewangelii środowiska życia (własnego i obok), poprzez aktywny udział w dziele ewangelizacji, uświęcania ludzi, a także urabianie ich sumienia; zaangażowana obecność w ludzkiej społeczności z myślą o dobru każdego człowieka.
Rzecz jasna, wszystkie te wskazania muszą być równocześnie realizowane, jeśli w rodzinie ma urzeczywistniać się "Kościół domowy".
W adhortacji Familiaris consortio bł. Jan Paweł II stwierdza, że według zamysłu Bożego rodzina stanowi "głęboką wspólnotę życia i miłości" (nr 49), która zmierzając ku swej pełni w Królestwie Bożym, o tyle jest "Kościołem domowym", o ile realizuje cztery zadania: tworzy prawdziwą komunię osób, służy życiu, uczestniczy w autentycznym rozwoju społeczeństwa, a także w życiu i posłannictwie Kościoła. Z realizacją tych zadań wiążą się bardzo konkretne obowiązki i postawy. Kształtowanie trwałej wspólnoty osób domaga się stałego czerpania z miłości Pana oraz wierności złożonej sobie nawzajem, a także obietnicy obopólnego i całkowitego daru z siebie. Służba życiu oznacza nie tylko płodność miłości małżeńskiej, wyrażającą się w fizycznym rodzeniu dzieci, lecz także bogactwo wartości moralnych, duchowych i nadprzyrodzonych, które rodzice, z racji swego powołania, przekazują dzieciom. Zaangażowanie w rozwój społeczeństwa nie wyczerpuje się w prokreacji i wychowaniu dzieci, lecz zakłada świadome podejmowanie dzieł służby społecznej i zainteresowanie tzw. "polityką rodzinną". Natomiast aktywny udział w życiu i posłannictwie Kościoła domaga się od członków rodziny stanowienia wspólnoty wierzącej i ewangelizującej, a w związku z tym życia sakramentalnego, ducha ofiary i wyrzeczenia, mozołu modlitwy, zwłaszcza modlitwy wspólnej.
bp Andrzej Czaja