XXIII Niedziela Zwykła 08.09.2019
Refleksja
"Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem".
O jaką nienawiść tu chodzi? Gdyby Pan Jezus wypowiedział te słowa w naszym języku i w naszym kraju, czy ktokolwiek byłby w stanie uwierzyć w Jego Bóstwo? Jak wyglądałaby wspólnota Jego uczniów, zrodzona w imię po polsku rozumianej nienawiści?
Aby dobrze zrozumieć intencje i właściwy sens twardych słów Chrystusa, trzeba koniecznie uwzględnić znaczenie wypowiedzi Zbawiciela w oryginalnym, aramejskim języku. W języku polskim bowiem nienawiść zawsze oznacza zaprzeczenie miłości, a nasz stosunek do innych osób (zarówno pozytywny, jak i negatywny) możemy wyrazić wieloma innymi słowami, dającymi się "cieniować". Kogoś na przykład kochamy lub miłujemy, z innymi wiąże nas przyjaźń lub zwykła sympatia. I odwrotnie: kogoś nie lubimy, czujemy do niego niechęć lub antypatię. Możemy mieć nawet racjonalne powody po temu i nie od razu musi to być grzechem. Nienawiść natomiast, jako pragnienie zła dla drugiej osoby i robienie jej czegoś na złość, zawsze jest grzechem. Nie tylko ciężkim, ale i głupim.
Jest rzeczą oczywistą, że nie o takiej nienawiści myślał Chrystus, gdy mówił o niej jako o koniecznym warunku pójścia za Nim. W ojczystym języku Pana Jezusa naszą relację do innych osób opisują w zasadzie tylko dwa słowa: "kochać" i "nienawidzić", przy czym "nienawidzić" nie znaczy życzyć źle, lecz kochać mniej, odczuwać większy dystans. Gdy na przykład Pismo święte mówi, że Pan Bóg kochał Jakuba, a Ezawa "miał w nienawiści" (Ml 1,1-3), to stwierdza, że jednego ukochał bardziej niż drugiego, że w definitywny sposób go wybrał i właśnie z nim związał swoje plany.
W tym kontekście staje się jasne, że Chrystus od tych, którzy chcą iść za Nim - a więc dokonują definitywnego wyboru Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela - domaga się "nienawiści" czyli zweryfikowania dotychczasowych relacji w stosunku do wszystkich osób lub wartości, które z naturalnych względów mogłyby aspirować do zajęcia centralnego miejsca w duszy (i życiu) chrześcijanina (np. rodzice, małżonek, dzieci, ziemska ojczyzna).
ks. Antoni Dunajski
Złota myśl tygodnia
Nigdy nie zmienisz swojego życia, jeśli nie zmienisz czegoś, co robisz na co dzień. (John Maxwell).
Na wesoło
Z ogłoszeń duszpasterskich:
Z powodu choroby proboszcza modlitwy charyzmatyczne o uzdrowienie są zawieszone do odwołania.
Dnia 24 października Irving Benson i Jessie Carter wzięli ślub kościelny. W ten sposób zakończyła się przyjaźń, która rozpoczęła się jeszcze w ich szkolnych czasach.
Proszę o składanie ofiar w kopercie, razem ze zmarłym albo zmarłymi, których chcecie wspomnieć.
Patron tygodnia - św. Gwidon z Anderlecht - 12 września
Gwidon urodził się w 950 r. w wiejskiej rodzinie w Anderlecht w Brabancji (Belgia). Od młodości wyróżniał się pobożnością i duchem miłosierdzia dla biednych. Pragnąc oddać się na wyłączną służbę Panu Bogu, opuścił rodzinne strony i udał się do Laeken, w pobliżu Brukseli, gdzie tamtejszy proboszcz zatrudnił go w charakterze zakrystiana (kościelnego). Wolny czas poświęcał odwiedzaniu chorych i ubogich. Niemal całą swoją skromną pensję oddawał właśnie im. Pragnąc mieć więcej pieniędzy dla biednych, związał się handlowo z miejscowym kupcem. Jednak interes nie udał się i Gwidon nie tylko nic nie zyskał, ale stracił włożone środki. Powrócił zatem do wcześniejszego zajęcia.
Jednak gnany nieprzepartym głosem wewnętrznym i pragnąć odpokutować za wspomniane wyżej wydarzenie, które uważał za grzech chciwości, zmienił dotychczasowy, spokojny i ułożony tryb życia. Postanowił jako pielgrzym nawiedzać miejsca święte, których w Europie nigdy nie brakowało. Udał się więc z pielgrzymką, jaka wyruszyła do Rzymu. Stąd podążył do Ziemi Świętej. Następnie kolejno nawiedził najsłynniejsze sanktuaria. Prymitywne warunki, w jakich odbywał te pielgrzymki - głód, zimno, gorączki, nieprzespane noce - zrujnowały mu zupełnie zdrowie. Po siedmiu latach wrócił do Belgii i zatrzymał się w Brukseli. Pewien kapłan przyjął go na kościelnego do swojej parafii. Wkrótce potem, około roku 1012, Gwidon zmarł.
Sława pokutnika-pielgrzyma rozeszła się po całym mieście. Pogrzeb stał się wielką manifestacją mieszkańców miasta. Ale wkrótce zapomniano o Biedaczynie z Anderlecht. Sto lat później w czasie prac polowych grób św. Gwidona został rozorany końskim kopytem. W miejscu tym zaczęły się dziać cuda, więc otoczono je czcią. Uroczystej ekshumacji dokonał biskup z Cambrai, Odoard, 24 czerwca 1112 roku. Niebawem na miejscu grobu wystawiono kościół. Z biegiem lat kult Gwidona rozszedł się po całych Niderlandach (dzisiejszy Benelux: Belgia, Holandia i Luksemburg), Francji i Niemczech. Jego kult do dnia dzisiejszego jest w Belgii bardzo żywy. Jest on także w innych krajach uważany za patrona kościelnych, pielgrzymów i chorych. Również rolnicy uważają go za swojego szczególnego orędownika.
Opowiadanie
Wesele
Ślub. Nowożeńcy dogadali się z proboszczem, że zorganizują małe przyjęcie na dziedzińcu parafialnym przed kościołem. Niestety rozpadało się, i nie mogąc zrobić przyjęcia na dworze, młodzi poprosili księdza, aby pozwolił im świętować w kościele.
Proboszcz nie był wcale zadowolony z pomysłu, by świętować wewnątrz kościoła, ale nowo poślubieni rzekli:
- Zjemy kawałek tortu, zaśpiewamy jakąś piosenkę, wypijemy trochę wina, a potem pójdziemy do domu.
Proboszcz dał się przekonać. Jednak zaproszeni wypili trochę wina, zaśpiewali piosenkę, potem wypili znowu trochę wina, zaśpiewali jeszcze jedną piosenkę, a potem znowu wino i znowu piosenki. I tak po półgodzinie w kościele świętowano na całego. Wszyscy bawili się, ciesząc się ślubem. Tylko proboszcz w napięciu przechadzał się w tę i z powrotem po zakrystii, rozdrażniony hałasem, jaki weselni goście czynili w kościele.
Wszedł jego wikariusz i powiedział:
- Widzę, że proboszcz jest bardzo spięty.
- Jasne, że jestem bardzo spięty! Słyszysz, jaki robią hałas, właśnie w Domu Pańskim! Na wszystkich świętych!
- Ależ Ojcze, nie mieli żadnego miejsca, gdzie mogliby się podziać!
- Wiem o tym dobrze! Ale czy trzeba przy tym robić tyle hałasu?
- No, w gruncie rzeczy, Ojcze, nie możemy zapominać, że sam Jezus brał pewnego razu udział w weselu.
Proboszcz odrzekł:
- Wiem doskonale, że Jezus Chrystus brał udział w weselu, nie musisz mi wcale o tym przypominać! Ale w Kanie Galilejskiej nie mieli Najświętszego Sakramentu!
Nauczanie papieskie o Duchu Świętym
"Iluż mężczyzn i kobiet - ich imion nie znamy - przynosi chlubę naszemu ludowi, przynosi chlubę naszemu Kościołowi, bo są mężni: mężnie idą przez swoje życie, dbają o rodzinę, pracują, pielęgnują wiarę. Ci nasi bracia i siostry są świętymi, świętymi w życiu codziennym, świętymi ukrytymi pośród nas: mają właśnie ten dar męstwa, pozwalający wykonywać swoje obowiązki osób, ojców, matek, braci, sióstr, obywateli. Jest ich tak wielu! Dziękujmy Panu za tych chrześcijan, w których jest ukryta świętość: to Duch Święty, którego mają w swoim wnętrzu, sprawia, że idą naprzód!" (Franciszek).