XXIX Niedziela Zwykła - 20 października 2024
Refleksja
Prorok Izajasz zapowiada w pierwszym czytaniu Jezusa Chrystusa jako Sługę zmiażdżonego cierpieniem. List do Hebrajczyków ukazuje Go jako arcykapłana, "doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo z wyjątkiem grzechu". Nie jest łatwo zrozumieć, ani tym bardziej zaakceptować słowa Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii: "Jeśli kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym" i "Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć". Jak mówi św. Edyta Stein wszyscy ochrzczeni są powołani, by służyć, ale nie wszyscy rozumieją to wezwanie.
Wielu, jak dwaj synowie Zebedeusza, Jakub i jego brat Jan, podchodzi do Boga nie z prośbą, lecz z żądaniem. Rzecz się ma podobnie jak w kawiarni, gdzie gość przy stoliku prosi kelnera, ale jego prośba jest żądaniem. Kelner ma obowiązek spełnić tę prośbę, a gość ma prawo stawiać żądania. Przeniesienie tej postawy na Boga to poważne nieporozumienie. Z Ewangelii dowiadujemy się, że nawet Bóg nie traktuje człowieka jak chłopca na posyłki, ale jak przyjaciela. Tymczasem człowiek ma tendencje do sprowadzania Boga do roli swego sługi. Człowiekowi się wydaje, że im częściej wydaje rozkazy, tym jest ważniejszy. Im więcej ludzi jest do jego dyspozycji, tym większa jest jego wartość. Sny o wielkości łączą się z reguły z rzeszą wielbicieli, dumą sukcesu, rozgłosem i podziwem. Człowiek jednak nigdy nie będzie sobą, jeśli stara się realizować życie w garniturze o dwa numery dla niego za dużym. Prawdziwa wielkość umie zająć właściwe miejsce.
Pokora polega na dobrowolnym zajęciu tego miejsca, jakie Bóg nam wyznaczył. Św. Augustyn napisał trafnie: "gdzie pokora, tam majestat". Nie co innego, lecz umiejętność zajęcia na każdym etapie życia tego miejsca, które wyznaczył Bóg, decyduje o wielkości. Być sługą to znaczy iść za Jezusem, coraz wierniej Go naśladować. To wezwanie wymaga jednoznacznej odpowiedzi. Chrześcijanin nie może być minimalistą. Nie wolno stać bezczynnie, być tylko widzem lub obserwatorem dokonujących się przemian społeczno-ekonomicznych. Nie można tylko narzekać, wspominając dawne czasy. Idzie nowe! Nowe czasy promują zaangażowanych, a pasywnych i malkontentów wyrzucają na margines życia społecznego.
Świadectwo Ewangelii dają dzisiaj maksymaliści, ludzie gotowi służyć drugim bez oglądania się na własne korzyści. Tacy, którzy za dewizę swego życia przyjęli stwierdzenie samego Jezusa, który o sobie powiedział, że nie przyszedł, żeby Mu służono, lecz żeby służyć i to aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Przekonywano kiedyś, że wśród nas najwięcej lekarzy, bo każdy zna się po swojemu na chorobach i ich leczeniu. Ale to błąd. Stokroć więcej wśród nas sędziów. Ktoś zajechał samochodem drogę - to prymityw. Ktoś źle załatwił sprawę - jest beznadziejny. Ktoś ma inne poglądy - jest całkiem bezsensowny. To już nie sądy dwudziestoczterogodzinne. To sądy dwudziestoczterosekundowe. Spojrzenie. Odruch. Wyrok. A Chrystus tak mocno podkreślał: Nie sądźcie!
ks. Piotr Pawlukiewicz
Patron tygodnia - 26 października
św. Dymitr z Salonik
Dymitr miał ponieść śmierć męczeńską w Salonikach za panowania cesarza Maksymiana w roku 306. Miał on być żołnierzem, legionistą rzymskim, a nawet oficerem, dowódcą jednostki wojskowej. Kościół Wschodni nazywa go "wielkim męczennikiem". Wynika stąd, że wobec Dymitra zastosowano szczególnie okrutne katusze, by zmusić go do złożenia ofiary bóstwom rzymskim i do zaparcia się Chrystusa. Nie znamy dokładnie ani dnia, ani roku męczeństwa. Wiemy jednak, że było to za panowania Maksymiana, który rządził tą częścią imperium rzymskiego w latach 305-311.
Na grobie Męczennika wystawiono okazałą świątynię, wyłożoną złotem i mozaiką. Większość z mozaik, pochodzących z wieku VII, zachowała się szczęśliwie po nasze czasy. Kroniki świątyni wspominają o wielu cudach, jakie działy się przy grobie św. Dymitra. O pierwszej księdze łask wiemy, że istniała już w VII wieku: w latach 610-620 prowadził ją miejscowy biskup, Jan. Jeśli chodzi o świętych, to tylko: Compostella w Hiszpanii, Tours we Francji, Rzym i Nola w Italii oraz Mira w Małej Azji mogły się równać z Salonikami co do liczby pielgrzymów. Sanktuarium św. Dymitra posiadało także mnóstwo darów wotywnych. Już w roku 413 pierwszą bazylikę na grobie św. Dymitra wystawił Leoncjusz, namiestnik cesarski. Cesarze: Justynian I Wielki (527-565) i Maurycy powiększyli ją i ozdobili. Dalsze wieki przydawały sanktuarium splendoru. Obrabowali je Arabowie w roku 904, a po nich Normanowie w roku 1185. Turcy zamienili bazylikę na meczet.
Dopiero kiedy Grecja odzyskała wolność i niepodległość w roku 1912, kult św. Dymitra został na nowo rozbudzony. Na Zachodzie kult tego oficera rzymskiego rozpowszechnili krzyżowcy. Nigdy jednak nie osiągnął on takiego stopnia, jak na Wschodzie, w Kościele prawosławnym. Wystawiono tam ku jego czci ponad 200 kościołów. Do dziś jego doroczne święto, przypadające 26 października, obchodzi się w Salonikach bardzo uroczyście.
Opowiadanie
Niebieska róża
Imperator Chin czując, że zbliża się coraz bardziej dzień jego śmierci, postanowił znaleźć syna dla swojej jedynej córki. Była ona nie tylko najbardziej elegancką, a także inteligencją i pięknością przewyższała wszystkie dziewczęta w Imperium. Posiadała jedną wadę: za skarby świata nie chciała wyjść za mąż.
Widząc jednak jak bardzo ojcu na tym zależało, obiecała, że wyda się za młodzieńca, który podaruje jej niebieską różę. Wszyscy kandydaci, jak tylko dowiedzieli się o pragnieniu księżniczki, natychmiast zaczęli prześcigać się w tym, kto pierwszy znajdzie niebieską różę. Usiłowania większości z nich okazały się daremne. Tych, którzy ją zdobyli, było tylko trzech.
Pierwszym z nich był kupiec, o wiele bogatszy od samego imperatora. Udał się on do największego alchemika świata, który za pomocą tajemniczych filtrów i kolorowych roztworów zmienił biały kwiat w różę o cudownym niebieskim kolorze. Nie tracąc czasu przyniósł ją czym prędzej do pałacu imperatora. Na jej widok księżniczka zbladła, a potem przyglądając się róży powiedziała: «Gdyby na tej róży usiadł jakiś motyl, zaraz by się otruł» i odrzuciła różę ze wstrętem.
Drugim kandydatem był generał imperatorskich wojsk. Poprosił najsłynniejszego złotnika świata, aby wykonał dla niego niebieską różę całą z szafiru. Kiedy księżniczka o oczach koloru nocy, zawiesiła wzrok na mieniącej się aksamitnej róży, powiedziała: «Ojcze, czy nie widzisz, że to wcale nie jest róża tylko zwykły szafran w kształcie róży?».
Trzecim kandydatem był syn Pierwszego Ministra, młodzieniec piękny, grzeczny i sympatyczny. Nakazał wszystkim najlepszym artystom kraju, aby w przeciągu trzech miesięcy wykonali dla niego niebieską różę z jak najszlachetniejszej porcelany.
«Zatrzymam ją, ponieważ jest piękna» - powiedziała księżniczka - «ale i ona jest jedynie bibelotem».
W ten sposób i trzeci kandydat został odrzucony.
Pewnego letniego wieczoru, kiedy księżniczka podziwiała ze swego okna zachód słońca, usłyszała jakiś piękny głos. Pochodził on od pewnego młodego poety, który przechadzał się przypadkowo przed jej oknem. Nagle jego oczy spotkały się z oczami księżniczki. Przez długą chwilę były w sobie utkwione w ciszy. Po chwili mężczyzna powiedział cicho: «Pragnę cię poślubić».
«Ojej!» - westchnęła księżniczka. «Ale ja jestem córką imperatora, i powiedziałam, że poślubię jedynie kogoś, kto przyniesie mi niebieską różę. Nikomu dotąd się to nie udało».
«To nic, znajdę ją dla ciebie» - powiedział poeta.
Następnego poranka młodzieniec zerwał białą różę i przyniósł ją imperatorowi. Ten przekazał ją córce śmiejąc się. Księżniczka wzięła jednak różę i powiedziała opanowanym głosem: «Och, wreszcie niebieska róża!».
Imperatorowi na chwilę odebrało głos ze zdziwienia. Ministrowie i dworzanie zaczęli szeptać do siebie: «Przecież to wcale nie jest niebieska róża...».
Królewna przemówiła do nich: «Czy wasze oczy naprawdę nie widzą? Ta róża jest niebieska, zapewniam was. Przypatrzcie się jej dokładnie, a zobaczycie, że ma cudowny, niebieski kolor!».
Cały dwór zamilkł. Księżniczka poślubiła poetę i byli szczęśliwi przez całe życie.
Wierzę w Kościół - katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 100.
Sobór Watykański II zdecydowanie odciął się od tej ekskluzywnej interpretacji. Orzeczono, że jedyny Kościół Chrystusowy - jeden, święty, powszechny i apostolski - trwa w (subsistit in) Kościele katolickim. Równocześnie o Kościołach i Wspólnotach niekatolickich powiedziano, że znajdują się w nich liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy, jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego (por. KK 8). Dlatego Kościół jest z nimi związany z licznych powodów, choć nie wyznają całej wiary lub nie zachowują jedności wspólnoty pod zwierzchnictwem następcy Piotra (por. KK 15).
Odtąd cztery znamiona Kościoła ujmuje się jako przedmiot chrześcijańskiej wiary (por. KKK 811-870), konstytutywne elementy bosko-ludzkiej natury Kościoła, jako jedne z wielu znaków jego wiarygodności, a także ideały wspólne dla wszystkich chrześcijan. Podkreśla się, że są nadprzyrodzonymi przymiotami Kościoła Chrystusowego, ponad podziałami wyznaniowo-kościelnymi i pełnią funkcję imperatywu, czyli nakazu skłaniającego wszystkie Kościoły i Wspólnoty kościelne do stałej troski o bardziej wyrazistą jedność, świętość, powszechność i apostolskość.
bp Andrzej Czaja